2005-11-26

Nie, zeby bylo jakos szczegolnie.
Szaro, nijako, +3 stopnie, czyli śnieg z nocy topnieje.
Od trzech tygodni, czyli od kiedy na Okeciu straszylem ludzi na tarasie widokowym robiac zdjecia Jaszikiem dwuobiektywowym - od tego czasu nie mialem okazji ogladac slonca. Bylo troche efektow wizualnych posrednio zwiazanych z obecnoscia slonca gdzies-tam na niebosklonie. Minimalizm.
A'propos Jaszika - ten aparacik wywoluje wieksze zainteresowanie niz najnowsza, najbardziej wypasiona cyfrowka cyfrowa. Najbardziej bawi mnie to, ze nie ma w tym cienia zazdrosci, znawstwa, jest tylko delikatne zdziwienie, ze ktos sie ta bawi srednioformatowym zabytkiem. Z miejsca jest przydzielany status nieszkodliwego popapranca, co w sumie moze czasem nawet ulatwic fotografowanie ludziuff rozniastych w jeszcze rozniastszych sytuacjach.
Tylko niech przestanie byc tak szaro.
NAŁ!!!
Wybralismy sie wczoraj z ekipa do Relaksu. Pisanego cyrylica i gotyckim krojem pisma.
O dziwo zostalem wpuszczony, mimo ze akurat nie mialem czarnej koszulki. Moze to moj usmiech?
Muza w 75% spoko (IM, Led Zeppelin, GnR...). Nawet mozna bylo troche poskakac.
Nalezy jednak pamietac, ze to ruska knajpa. Czyli niby normalnie, ale w pewnym momencie wszystko na abarot.
Ruscy didzeje musieli byc jakos niedawno na jakims szkoleniu dla didzejow, bo regularnie co jakies 5 mocnych kawalkow, takich w sam raz do zrywania berecika z glowy, puszczali jakies zewne rock-ballady.
Zupelnie bez sensu, bo akuat sie towarzystwo rozskakalo i czekalo na kolejny kawalek zeby dac czadu, to sie okazywalo ze wypadaloby pokazac romantyczna strone osobowosci.
Zatem ruscy didzeje pilnowali zeby nie wszystko bylo tak jak sie tego mozna normalnie spodziewac.
Jeszcze lepiej wychodzilo takim dwom kolesiom w koszulkach z napisem "Ja tjeżałoj mjuziku" ktorzy co godzine wyskakiwali na scene i dla ..ehm... "rozruszania" publiki zapodawali jakies lewe dowcipy (hmmm... mozliwe ze po prostu nie rozumialem co mowili, bo chyba nie mowili po polsku) i wymyslali zabawy zbiorowe.
Jak na kurna wiejskim weselu.
Majn dog...
Min. byla jakas licytacja.
Jakbym wiedzial o co chodzi w tej licytacji, to poswiecil 300rubensow.
Byl to oczywiscie koncert zyczen - kto da wiecej ten wybiera nastepny song.
Za 210rubensow poszedl jakis Manowar.
Szkoda ze sie po fakcie kapnalem, bo bym ciut dolozyl, i lecialby Rime of The Ancient Mariner. Oooł, je.
Napomknalem o tym Luke'owi, a on otworzyl szerzej oczy "Staary, przeciez ten kawalek ma prawie 15minut!"
O to mi wlasnie chodzilo.

A teraz apel do producentow cyfrowek w komorkach.
Bierzcie przyklad z SonyEriksona i dawajcie tam jakas lampke.
Mike nam odpadl, bo byl ogolnie zjechany tego dnia, a pare browarow mialo dodatkowe dzialanie lulajace.
Wiec zapadl w sen zimowy na laweczce w Relaksie.
Twardy sen.
Mozna bylo spokojnie porobic fotki jak mial postawiony na plecach kubek z piwem.
Chyba ze cztery fotki.
Zimensem jakims. Jak sie domyslacie - bez lampy.
Dzisiaj ogladajac te fotki musielismy sie poslugiwac wyobraznia i pamiecia.
Tak wiec apeluje do producentow komorek. Plis. Tyle okazji umyka...

Wyszlismy z knajpy kolo 3.30.
Piekny, swiezutki, idealnie gladki sniezek. Bez skazy. To znaczy byl bez skazy.
Potem go troche miejscami zadeptalismy.

Tu w ogole ze sniegiem jest dziwnie. Przedwczoraj jechalismy przez pol Moskwy, na zakupy. Plucha. Syf. Ale w pewnym momencie wjechalismy w inna strefe klimatyczna. Pieknie oszronione drzewa, druty elektryczne, wszystko. Kolejny przypadek magicznie wygladajacej zimy (pomijam 12 pasow ulicy przebijajacych sie przez ta idylle). Kilometr dalej - spowrotem plucha.

Powrot do domu - zigulitaxi. 120 rubensow. A tym razem byl kawalek do przejechania. Rewelacja. Nie mam pytan, tylko tym razem kierowca jakis taki malo rozmowny byl.

Spanie (w koncu!!!) to fajna sprawa. Przestawialem budzik chyba z cztery razy, az w koncu nie budzik, ale tapczan postanowil mnie porzadnie obudzic.
Po prostu sie zawalil.
Tapczanik juz byl rozlatujacy sie, ale generalnie pod kontrola. A teraz jak siegalem po raz kolejny, zeby ponegocjowac z budzikiem tapczan dal do zrozumienia, ze jest niedopieszczony.
Trzeba bylo wstac, poprawic (oczywiscie - tymczasowo) "konstrukcje". I potem w sumie juz mi sie nie chcialo ryzykowac kolejnego tapniecia, wiec zajalem sie sniadaniem. Jak na powrot na chate o 4, to sniadanie 10.15 jest calkiem niezlym wynikiem.

Planowane na dzisiaj ogladanie mieszkania sie zdezaktualizowalo, bo podobno znalazl sie jakis klient. Do poniedzialku zatem.

Brak komentarzy: